Wywiad z Mirosławem Dymitrakiem
Ada Szulc: Jest Pan zasłużonym propagatorem kultury romskiej i wybitnym muzykiem. Mieszka Pan i działa w Legnicy. Jakie są początki Pana kariery?
Mirosław Dymitrak: Początki mojej kariery… Mając 4 latka już grałem na patyczku ze strunami zrobionymi z gumek. Takie były początki mojego grania. Natomiast jako artysta: w 83 roku zdobyłem weryfikacje zawodowe muzyka i wokalisty. Grałem po dancingach, po zabawach, po weselach do 1983 właśnie. A w roku 84 już jako artysta estradowy pracowałem z zespołami romskimi, takimi jak zespół Roma. Na przełomie 82 i 83 roku stworzyłem w Legnicy zespół Nowa Roma. Później ten zespół został przejęty przez Estradę Poznańską i została nazwa tylko Roma. Ja grałem w zespole jako zwykły członek, ponieważ w tamtym okresie nie miałem odpowiedniego wykształcenia, żeby prowadzić zespół. To były inne czasy niż teraz. Pracowałem w różnych zespołach do 2000 roku. Już troszkę wiekowo jestem zaawansowany, ale jeszcze gram, jeszcze próbuję coś zrobić, ale to już bardziej hobbystycznie niż zawodowo.
Jaki jest Pana ulubiony instrument?
Moim instrumentem jest gitara. Wiadomo, my Cyganie w dawnych latach nie chodziliśmy do szkoły muzycznej, każdy się uczył samodzielnie, sam z siebie, jak to się mówi, i jeden od drugiego. Także szkoły muzycznej nie mam ukończonej, ale poprzez pracę nad sobą, zdobyłem wszelkie umiejętności zawodowe. Więc najpierw gitara, a później inne instrumenty. Zacząłem się uczyć grać na instrumentach klawiszowych. A jeszcze wcześniej tańczyć, więc jestem też stepperem. Dodatkowo doszła gitara basowa. Na perkusji nie gram, ale kiedyś próbowałem. Generalnie mój instrument to jest gitara i wokal. Wokal też jest instrumentem. On brzmi w jakiś sposób, prawda? Każdy może śpiewać, tylko nie każdego można słuchać…
A często Pan stepuje?
Stepowałem. Bo co to znaczy stepowanie? Stepowanie polega na tym, że trzeba mieć cały czas kondycję fizyczną, prawda? To ćwiczenia, skakanka, bieganie. Człowiek musi cały czas ćwiczyć, skakać, żeby lekkość była. Ja w tym wieku już nie biegam. Trochę stepuję – nie zapomniałem, ale brak mi już lekkości, dobrej kondycji. No i figura nie ta.
Czy można gdzieś w Internecie znaleźć Pana występy ze stepowania?
Ostatni raz występowałem w 2017 roku na koncercie z Mikloszem Deki Czureją, znanym skrzypkiem romskim i z jego dziećmi, Sarą i Markiem Czurejami. Było tam wielu wykonawców, w tym ja na występach gościnnych. Tam stepowałem i nagrania z tego koncertu są gdzieś pewnie w Internecie. Jak tam przyjechałem, to myślałem, że będę grał i śpiewał, a Miklosz powiedział, że nie – będę tańczył. Więc ja mówię: “nie mam butów”. Pożyczył mi swoje. Te buty były ciasne. Także ciężko mi było, ale jakoś dałem radę.
W jakim stopniu w Pana twórczości jest ważna romska tożsamość?
W 2011 roku założyłem fundację – nazywała się Miłośnicy Kultury i Tradycji Romów. Fundacja działała tylko 5 lat. Zrezygnowałem ze względu na brak środków. Więcej inwestowałem, niż dostawaliśmy z projektów w tym czasie. Ciężko mi było, bo akurat tam, gdzie mieszkam, nie ma osób chętnych do współpracy.
Jestem miłośnikiem naszej kultury, takiej dawnej, z zasadami. Chciałbym, żeby nasza tradycja nie zginęła, żeby żyła, bo niektóre rzeczy są w niej naprawdę fajne. Można się z niej wiele nauczyć. Jestem zwolennikiem starych romskich zasad i tradycji. Namioty, ognisko, muzyka, śpiew, wino. Kobiety nie.
Co należy do najważniejszych Pana osiągnięć w dziedzinie twórczości i działań promujących kulturę?
Moim największym osiągnięciem jest to, co stworzyłem własnymi rękami. Kiedy miałem 23 lata, podjąłem się naprawdę potężnego wyzwania, zakładając zespół Nova Roma w Legnicy. Dom Kultury udostępnił nam salę, w której prowadziliśmy próby. Ludzi sprowadzałem z różnych miast, spali na podłogach u mojej mamy w domu. Czasami spaliśmy w salach Domu Kultury. Naprawdę w tamtych czasach to było coś niesamowitego. I to wszystko to była moja ciężka praca. Uważam, że to było moje największe osiągnięcie. W zespole było 25 osób, mieliśmy przygotowany cały program. Nie mieliśmy tylko strojów. I koncert! Był jeden koncert tego zespołu. Pamiątka, która mi została po tym, to kaseta nagraniowa. Potem Estrada Poznańska przejęła nas, dając nam tylko dosłownie stroje. I od razu pojechaliśmy na koncerty.
Natomiast jeśli chodzi o inne osiągnięcia, to koncertowałem z różnymi artystami polskimi. Miałem koncert z Edytą Górniak na początku, kiedy zaczynała karierę, nikt jej nie znał i myśmy nawet nie wiedzieli, że to nasza krew.
Grałem z wieloma artystami, którzy pracowali przy takich estradach jak Estrada Poznańska, chociażby z Jerzym Słotą, który jest członkiem byłego zespołu Vox, a mieszka w Legnicy. To mój kolega.
Dałem swoim życiu ponad 1000 koncertów. Dla mnie nie ma tremy. I to jest moje osiągnięcie, że właśnie przez tyle lat pracowałem na scenie. Dużo ludzi poznałem i z tego się cieszę.
Z kim chciałby Pan zagrać?
Ciężkie pytanie. Wielu muzyków, których z ubiegłego wieku znałem i którzy ze mną pracowali, niestety już odeszło albo powyjeżdżało. Ale myślę, że takim muzykiem, z którym chcę grać, jest mój syn. Wiktor skończył już szkołę średnią muzyczną. Gra na akordeonie, tworzy swoją muzykę, rap, hip hop, coś w tym stylu. Pisze teksty. Mam nadzieję, że przyjdzie taki moment, że weźmie się za muzykę romską, tradycyjną i w przyszłości założy swój zespół. Stać go na to, żeby stworzyć duży zespół folklorystyczny na wysokim poziomie.
Jakie są Pana plany, marzenia na przyszłość?
Marzenia… Moim marzeniem jest, żebym doczekał, żebym wiedział, że syn się już na poważnie zajął się muzyką. Żeby przejął po mnie schedę, w sensie kultywowania tradycji romskiej, żeby założył zespół. Nasza kultura wymiera, zanika. Dzieci już nie mówią po romsku. Wstydzą się języka w szkołach, na ulicy, unikają go. Chciałbym, żeby to się zmieniło, żeby dziecko romskie nie wstydziło się swojej tożsamości. Wszyscy jesteśmy, jacy jesteśmy, każdy ma swoją kulturę i uważam, że w każdym narodzie jest wiele dobrego. Chodzi o to, żeby nie zanikła ta nasza kultura, ta cygańskość… właśnie poprzez takie imprezy, jak ta dzisiaj (Wędrujący Festiwal “Romani Kultura:”:Wrocław 2023). Proszę zobaczyć, ile dzieci tutaj przyszło… One się dzisiaj zapoznają, a może za rok się znowu spotkają. I to jest to. Dzisiaj Romowie się rozjechali i nie mają w ogóle kontaktów ze sobą – między miastami, między nawet podwórkami. Mieszkają jakby zamknięci w tym systemie teraźniejszym, czyli komórka, laptop, telewizja i nic poza tym. Także moim marzeniem jest, żeby kultura romska nie zanikła, chciałbym mieć tego pewność. No i chciałbym, żeby mój syn się propagowaniem tradycji, żebym to widział i słyszał.
AS: Dziękuje serdecznie i życzę spełnienia marzeń!
Rozmawiała Ada Szulc z Fundacji Dom Kultury.
Wywiad z Wiktorem Dymitrakiem
Ada Szulc: Jesteś bardzo młodym człowiekiem, a już masz konkretne osiągnięcia. Jesteś muzykiem, laureatem Ogólnopolskiego konkursu stypendialnego dla utalentowanych uczniów romskich, a w dodatku pochodzisz z rodziny z tradycjami, bo jesteś synem znanego muzyka, Mirosława Dymitraka. Czy fakt, że pochodzisz ze znanej romskiej “muzycznej” rodziny jest ułatwieniem w Twoim życiu, czy utrudnieniem, takim skazaniem na muzykę?
Wiktor Dymitrak: Wydaje mi się, że pochodzenie z rodziny muzyków jest ułatwieniem w życiu. Łatwiej jest na pewno trafić do ludzi, szczególnie w naszym romskim gronie. Tata jest rozpoznawalny wśród Romów ze względów muzycznych. Za małolata, jeszcze jak jeździliśmy do rodziny albo na imprezy romskie, to zawsze wszyscy mówili, że gram na akordeonie, że chodzę do muzycznej i tak dalej. I mam nadzieję, że dzięki temu jestem rozpoznawalny u Romów. Czyli to na pewno jest jakieś ułatwienie.
Przekornie rozwinę ten wątek: Twój tata mówił, że ma takie marzenia, żebyś kontynuował jego pracę. I w takim kontekście: czy jest to utrudnienie, czy ułatwienie?
Ja na pewno będę kontynuował pracę Taty, bo w środku siebie czuję, że to jest moja jedyna ścieżka w życiu. Gdyby nie Tata, gdyby nie jego decyzje, jak byłem mały, żeby mnie zapisać do szkoły muzycznej… Fakt, czasami mi się nie chciało ćwiczyć. Czasami się nie chciało grać na akordeonie, śpiewać czy cokolwiek. A wtedy tata mnie zmuszał często dosyć, szczególnie w podstawówce. A dziś jestem mu wdzięczny za to bardzo, mimo wszystko. Zdecydowanie w tym kontekście to również jest ułatwienie. Bardzo dziękuję mojemu tacie, że mnie pcha w tym wszystkim. Oby do przodu.
Interesuje Cię hip hop i rap. Będziesz szedł w tym kierunku?
Tu jest kwestia sporna między mną i tatą na ten moment… Wydaje mi się, że przez mój młody wiek hip hop, R&B, soul do mnie trafia najbardziej. Jakby faktycznie kiedyś udało mi się przebić do większej widowni, mam nadzieję do mainstreamu, to wolałbym się zająć bardziej soulem i R&B. Bardziej jednak mi się podoba śpiewanie niż “nawijanie” (rapowanie).
A jaki jest Twój ulubiony instrument i dlaczego?
No głupio by było, jakbym nie odpowiedział: akordeon. Całe życie na grze na nim spędziłem tak naprawdę. Zdecydowanie akordeon. Jakbym miał wybierać, załóżmy wieczorem dla przyjemności, na czym miałbym sobie pograć, to dzisiaj chyba bym wybrał fortepian. Teraz mam taką zajawkę na to, żeby na spokojnie sobie usiąść i popykać bardziej niż grać. Na akordeonie to jest jednak duży wysiłek tachać to i tak dalej, więc dla przyjemności fortepian. A życiowo akordeon.
Jaki jest Twój ulubiony nurt muzyczny?
Zdecydowanie R&B i soul. Może inaczej, ja kocham ogólnie całą muzykę, pomijając jeden gatunek. Nie chcę mówić na głos, ale doskonale, każdy wie o co chodzi. Słucham wszystkiego. Ostatnio nawet zacząłem słuchać klasyki, jak idę na spacer, to głównie Chopin na słuchawkach sobie leci, więc tak naprawdę lubię wszystko. Ale najbardziej R&B i soul.
Czy oprócz gry, komponujesz sam, tworzysz aranżacje?
Tak, komponuję sam. Komponuję muzykę ogólnie, czyli podkłady dla siebie. Piszę teksty. Na akordeonie też próbowałem tworzyć, ale nie czułem tego. Nie poczułem tego w taki sposób, żeby móc zająć się tym na co dzień. Gdzieś to nie do końca do mnie trafiało.
Oprócz kariery muzycznej, wiemy, że również masz osiągnięcia na innym polu: zdobyłeś tytuł Mistera Ziemi Jaworskiej 2018. Czy wiążesz z tym jakieś plany? Chcesz zostać aktorem, modelem?
Dorabiam sobie jako model aktualnie. Nie robię tego na jakąś wysoką skalę. Choć zastanawiałem się nad tym, czy nie pójść całkowicie w ten temat, stwierdziłem, że nie do końca odnajduję się w tym środowisku, w tym towarzystwie. Mogę to robić bardziej pod względem zarobkowym, może jako hobby.
Jakie jest Twoje największe osiągnięcie?
Największym osiągnięciem dla mnie… To jest dosyć głębokie pytanie. Każdy sukces mierzy własną miarą. Ja na pewno jestem dumny z tego, że wiem, co chcę w życiu robić. Mogę się pochwalić, bo bardzo dużo ludzi nie wie tak naprawdę, po co jest na tej Ziemi. A jeśli chodzi o konkretne osiągnięcia, to na pewno ten Mister oraz kilkukrotne stypendium od Ministra Spraw Wewnętrznych, które otrzymałem na konkursach w Łodzi. To takie główne rzeczy.
Z kim chciałbyś zagrać koncert?
Z kim chciałbym zagrać koncert? O kurczę. Zależy, w jakim stylu. Jakbym miał nawijać, to zdecydowanie Malik Montana. Jakbym miał wystąpić w stylu śpiewanym to Roy Woods. Chyba najbardziej Roy Woods, bo słucham teraz jego albumów. A instrumentalnie to z moim ojcem, czyli jeszcze nie dziś, ale już za chwilkę, można powiedzieć. Dawno nie mieliśmy razem koncertu.
Jakie masz marzenia i plany na przyszłość?
Plany na przyszłość to oczywiście muzyka. Tylko i wyłącznie. A marzenia na przyszłość to… Zawsze na przykład marzyła mi się duża szczęśliwa rodzina. W sumie to są takie moje dwa cele życiowe: muzyka i rodzina. Tak naprawdę nic konkretniejszego się nie liczy. Nigdy nie marzyłem o zarobku, zdobywaniu pieniędzy, że muszę mieć jakieś jachty, wille i tak dalej. W skrócie marzy mi się drewniany domek w górach z rodzinką i spokojna starość.
W Polsce?
Nie wiem. Byle by było ciepło.
Rozmawiała Ada Szulc z Fundacji Dom Kultury