Cele są trochę przeładowane… lubisz żyć w porządku i czystości – błagaj o porządnickich współlokatorów – modlitwy proszące a w końcu dziękczynne (jak się uda) są pod celami na porządku dziennym – jak mantrę powtarzamy zaklinając wychowawcę – tylko nie dziudzios, tylko nie dziudzios !
Bo musicie wiedzieć, że są trzy podstawowe typy więźniów L-ludzi, D-dziudziosów i BDD – bardzo dużych dziudziosów… ten ostatni jest niereformowalny- to zmora każdego osadzonego.
I jest ! – nastąpił dzień nowego współlokatora.
Na pierwszy rzut oka widzisz, że lekko nie będzie – jednak BDD :(. Rozpacz twoja sięga dna! Jak delikatnie powiedzieć i”dź się umyć” (delikatnie, bo resztki empatii tlą się w Tobie jak zapałka na wietrze)? Zatykasz nos pokazując koję (górną bo dolne już dawno zajęte) i modlisz się aby jak najszybciej weszła i skończyła rozkładać kostkę – masz nadzieję, że chociaż to zrobi porządnie… zerkasz… NIE!!! Przerosło ją rozłożenie w miarę porządnie dwóch (naprawdę dwóch) prześciółek i dwóch kocy w kratkę (zwanych kostką)! Emocje targają tobą jak Dorian Bahamami – liczysz po cichu do dziesięciu – daj jej szansę!!! Wreszcie jako tako się udało… wskazujesz ręką biedronę, oczami pokazujesz kąt – UFF! Zrozumiała – zniknęła w kącie dokonać ablucji… woda plumka jak sztorm na Bałtyku… ty sobie podśpiewujesz… może nie będzie tragedii… wychodzi mokra (JEST DOBRZE! PLUMKANIE NIE BYŁO TYLKO NA POKAZ)… pociągasz niepewnie nosem (NOO… CHANEL TO TO NIE JEST, ale nasze mydło przecież zapachu Dove nie posiada)… uśmiech powoli podnosi kąciki twoich ust – ale zaraz orientujesz się przerażona, że ubranie na niej to samo, bielizny upranej w rękach brak (szelest siatki w kącie powinien zasugerować co się stało z bielizną). Zadajesz uprzejme pytanie:
– „Co masz zamiar zrobić z tą siateczką? Chyba nie schowasz jej do kuwety ?!?!” (szuflada na ubrania – przypisek red.) – masz nadzieję, że zasugerowałaś „koleżance”, co ma zrobić. Patrzy na ciebie … wzrok nieskalany myśleniem… – przecież pranie bielizny mogłaś zrobić w wodzie po myciu – sugerujesz niewzruszona… udało się,! Pierwszy sukces wychowawczy na koncie. Wróciła do kąta… ale zaraz! Orientujesz się, że woda pomyciu została wylana, chyba nie pierze tych majtasów w kiblu ?!?! Ale nie – całe szczęście wychodzi, wlewa wodę, znika w kącie – rozpoczyna się pluskanie… woda wylewa się przez drzwi na celę…(mam nadzieję, że takie brudne te majtki nie były… chociaż nie do końca obchodzi mnie ich wygląd…). Pierwsze koty za płoty i … kolejne zaskoczenie: – „Czy ktoś mówił ci, że wylaną wodę trzeba z podłogi zebrać ? – przecież sama nie wyschnie”. A może powinnam zrobić tabliczkę : ZOSTAW TO MIEJSCE W TAKIM STANIE JAK JE ZASTAŁAŚ!!! – ale żeby to zrozumieć trzeba umieć czytać… a zaczynam mieć wątpliwości… lepiej od razu powiem, która szmata jest do podłogi, bo jeszcze mi tą od stołu zacznie podłogę wycierać (AH! TA EMPATIA!!!). Po zestawie standardowych pytań: „za co?”, „na jak długo?” itp.. itd. omawiam zasady (oczywiście tylko raz hue hue hue). Wszystko już chyba jest jasne – taką mam nadzieję… Dzień powoli dobiega końca… Zmęczona rzucam do siebie „…obejrzę coś w szkiełku, potem spać” (apel o 7 – kto poza więźniami wstaje o tak barbarzyńskiej porze???). W chwili kiedy zaczynam przysypiać rozlega się dźwięk (przypominający piłę mechaniczną chwilę po odpaleniu) – zrywam się, pierwsza myśl – Krztusi się! O Boże!!! Ratujmy ją!!! – ale nie, koleżanka po prostu odsypia gruby melanż i przejściówkę… CO ROBIĆ??? – przecież jej nie dotknę… wrzeszczę więc – zamkniesz się w końcu i dasz nam spać?!?!
Przecież nie śpię… – słyszę zaspany głos. Chwila ciszy i wytchnienia, wypalam papierosa (dobrze, że wcześniej go zawinęłam, bo ręce mi się ze złości trzęsą), zawijam się w pinkiel… uspokajam oddech… światło nocówki to ostatnie, co widzę przed zaśnięciem… NAGLE!!! Co się dzieje, słyszę walenie szafki, szeleszczenie folii od chleba (chyba ?!?!?) i ten smród… czy to czosnek ??? – zrywam się : Co jest…? I nie uwierzycie… ONA JE… (moje zaspane oczy prawie wyszły z orbit).
– „No co? Głodna jestem” – jeszcze chwila i huragan Dorian to zefirek przy mnie będzie… trzymajcie mnie w dziesięciu… już w gardle rodzi mi się wrzask i pełno niewybrednych inwektyw ciśnie mi się na usta… na szczęście BDD chyba sama zrozumiała, że pora nocna to nie pora posiłków – zostawiła wszystko na blacie. Nie mam siły robić awantury, zmęczenie mnie dopadło… zasypiam modląc się o spokojną resztę nocy… do apelu zostało tylko 3,5 godz…. Resztę pozostałego czasu przespałam spokojnie, rano jestem nieprzytomna… jakoś dowlokłam się do czajnika… trzy kawy i dziesięć papierosów później… westchnęłam … – przewinę jej zasady raz jeszcze (co zrobić ! )… może zrozumie (O NAIWNOŚCI MOJA!!!)… CDN.
Bella