JEDEN DZIEŃ Z ŻYCIA KALIFAKTORKI

Mam pracę!!! To wyróżnienie… Będę rozbić karierę… Może zarobię – jak dadzą mnie na płatny etat – ze 180 zł będę miała – bo praca jest na pół etatu, ale pieniądze w więzieniu mają inną wartość. Większą… Więc to kupa szmalu… Rano wychodzę do pracy… Stoi wielki wózek – na nim duży garnek, kilka pojemników z chlebem – muszę poustawiać to wszystko. Tajemniczy termos z kartką, niewielką, Na niej napis – w rogu : chleb razowy x2; wafle ryżowe x2. Uuuuu…. Kto dostaje takie delikatesy?… nie widziałam takich rzeczy już 9 m-cy, czyli odkąd jestem tutaj. W termosie jest kilkadziesiąt sztuk mortadeli, dwa razy polędwica drobiowa (chyba), około 20 szt. dziwnej wędliny (jest różowa, zwarta i twarda), 2 jabłka. Wszystko rozpisane na tej kartce.

– Będziemy to rozdawać – mówi do mnie koleżanka z pracy – musisz uczyć się diet i zapamiętać, która co dostaje z osadzonych.

– OK…- kiwam niepewnie głową.

W Zakładzie Karnym nie ma normalnego wyżywienia, są diety i normy. Ruszamy… na koleżankę patrzę jak na swoje guru, ona wszystko wie, nauczy mnie i wytłumaczy. Rozdałyśmy. Nakarmiłyśmy. Wracam do celi. Mam wolne przez kilka godzin. Zastanawiam się, jak mam zgłębić temat tych diet. Skąd mogę wziąć materiały? Może będę miała szkolenie?

Obiad. Wychodzę na korytarz. I łka coś we mnie… Wielki kocioł zupy, mniejszy z kaszą i prostokątne termosy: kilkanaście sztuk. Moja koleżanka zarządza. Tłumaczy:

– To jest zupa na ogół. Tu masz na PK, a tu masz na L, resztę doczytaj – tylko żebyś się nie pomyliła!

Do termosów przyklejone są karteczki z literkami. Karteczki są mokre. Napisy rozmazały się. Nooo… muszę dać radę. Ustawiamy i jedziemy… próbujemy jechać. Jestem niska, a wózek jest ciężki.

– Przyłóż się, nie będę sama pchała!!!

Ciągnę wózek z całej siły. Drepczę do tyłu (koleżanka pcha), jakoś kończymy wydawanie posiłku. Koleżanka nie jest zadowolona… Kurdupla jej dali…

Wracam do celi. Wzięłam wydruk z jadłospisu. Staram się zrozumieć – to co – jest tam napisane:

P – to ogół, czyli dieta podstawowa.

Ale o co chodzi z tymi cyferkami? P1 – co to oznacza? Ostatnie P jest z literką 6 … dalej nic nie wiem…

Później są napisane diety z literką L. Co to L symbolizuje? Z czym mi się L kojarzy? Myślę… Dalej LC, LC z cyferkami LBG… Czuję się jak idiotka…

Kolacja.

Wychodzę. Ufff… Wózek jest lżejszy, ale czuję się, tak jakby ten wózek został moim największym wrogiem. Załatwiamy sprawę kolacji w 15 min. – prawie wszyscy mieli dżem. Było fajnie.. Łatwo!

Jeżeli temat Was zainteresował to:

– Po dwóch miesiącach, prowadząc dochodzenie: prawie jak detektyw i dostając po „znajomości” materiały, rozpiski, jadłospisy, dowiedziałam się następujących faktów:

  •  P to norma podstawowa.
  • P1 czyli PW to norma wyznaniowa ( wiadomo, wyznając niektóre religie pewnych rzeczy nie zjemy).
  • P2 to PK – norma bezmięsna.
  • PKL ocho… to dieta bezmięsna, lekkostrawna.
  • P3 norma bezglutenowa, bezmięsna
  • P4 – ?
  • P5 – ?
  • P6 norma nie obejmująca produktów odzwierzęcych – przypadek sprawił, że to wiem.
  • L? to diety przepisane przez lekarza
  • L – dieta lekkostrawna.
  • LC – dieta lekkostrawna, cukrzycowa (jabłuszka są przewidziane dla tych „szczęśliwców”, no i „tajemniczy” chlebek – chyba ze zbóż)
  • LC4 tego nie wiem.
  • BG – dieta lekkostrawna, bezglutenowa.
  • LC3 – jak wyżej i  bogatoresztkowa(?) b/mleczna – co by to nie znaczyło.

Dalej wiem, że nic nie wiem.

Są jeszcze oznaczenia typu: TP, CP, TL, TLC.

Są jeszcze dodatki, na przykład: cukier, oczywiście tylko dla niektórych, jakoś tam zaznaczonych jakąś literką.

Są jeszcze kłopoty w dostawach tego co trzeba wydać.

Acha i jeszcze trzeba wiedzieć, dajmy na to: czy dzisiaj jest przewidziany jeden czy dwa paluszki rybne, a może półtora lub dwa i pół.

Praca stresująca, ale przyjemna.

No i satysfakcja, bo wszyscy cieszą się, że dostają tak smaczne i przemyślane „menu”.

PaniEm